Wszyscy wiemy, co wydarzyło się w weekend. Po raz kolejny nowożytna zima pokazała, że nic sobie nie robi z naszych freeride’owych planów i marzeń. Dwa dni intensywnego deszczu i plusowej temperatury sprawiły, iż na głowie każdego szanującego się freeride’era pojawiły się kolejne siwe włosy. Osobiście na moim skalpie się nie pojawiają, ale za to skalp ten łysieje na przedzie i jestem pewien, że nie jest to wina wieku.
Tak się złożyło tym razem, iż o fakcie przejścia odwilży informowały prawie wszystkie poważne media meteorologiczne w tym mój ulubiony Dobrapogoda24 oraz banalny w interpretacji Meteo.pl, który nie zawsze jest dokładny, ale sprawdzany na bieżąco na kilka godzin przed akcją pokazuje rzeczywisty obraz przyszłych wydarzeń.
W przyrodzie zazwyczaj jest tak, że jeśli w Beskidach, Tatrach i innych pasmach krajowych gór szykuje się niezła dupa ze śniegiem to należy skierować swoje zainteresowanie na obszar Bieszczadów.
Jak się okazało również tym razem ta reguła sprawdziła się idealnie. Dużą pomocą okazały się również zdjęcia i informacje zaserwowane przez Pawła Jaruzelskiego jednego z tzw. „bieszczadzkich lokalsów z Rzeszowa”;)
Nawet nie macie pojęcia jak pięknie było zobaczyć prawdziwą zimę. Nieodśnieżone drogi, tłuste zaspy śnieżne, czapy śniegu na drzewach i puch ponad kolanko. Magia, ekstaza i erekcja (ostatnio tak popularna w reklamach radiowych). Zrobienie tych 700 km w 24h było męczące, aczkolwiek niezwykle satysfakcjonujące.
Tym razem wziąłem do jazdy kredki (78mm), ale de facto przydałoby się coś w okolicy 100 mm, gdyż puch był soczysty, a jego ilość była na prawdę suta. Wykonaliśmy dwa zjazdy na Hyrlatej i zapewniamy, że jeszcze tam wrócimy. Być może jeszcze w tym sezonie!
Tym razem wyłącznie fotki z telefonu. Miał być film, ale kamera odmówiła posłuszeństwa. Jednak najważniejsze, że Lucek z Klockiem zrobili swoje pierwsze foki. Gratki bo dali radę elegancko!
A tutaj fotorelacja Lucekphoto.com -> Lucek wybrał się na foki! – Bieszczady – Styczeń 2015