Bieszczadzki strzał na prognozę | Styczeń | 2015

Wszyscy wiemy, co wydarzyło się w weekend. Po raz kolejny nowożytna zima pokazała, że nic sobie nie robi z naszych freeride’owych planów i marzeń. Dwa dni intensywnego deszczu i plusowej temperatury sprawiły, iż na głowie każdego szanującego się freeride’era pojawiły się kolejne siwe włosy. Osobiście na moim skalpie się nie pojawiają, ale za to skalp ten łysieje na przedzie i jestem pewien, że nie jest  to wina wieku.

Tak się złożyło tym razem, iż o fakcie przejścia odwilży informowały prawie wszystkie poważne media meteorologiczne w tym mój ulubiony Dobrapogoda24 oraz banalny w interpretacji Meteo.pl, który nie zawsze jest dokładny, ale sprawdzany na bieżąco na kilka godzin przed akcją pokazuje rzeczywisty obraz przyszłych wydarzeń.

W przyrodzie zazwyczaj jest tak, że jeśli w Beskidach, Tatrach i innych pasmach krajowych gór szykuje się niezła dupa ze śniegiem to należy skierować swoje zainteresowanie na obszar Bieszczadów.

20150110_083602

Jak się okazało również tym razem ta reguła sprawdziła się idealnie. Dużą pomocą okazały się również zdjęcia i informacje zaserwowane przez Pawła Jaruzelskiego jednego z tzw. „bieszczadzkich lokalsów z Rzeszowa”;)

Nawet nie macie pojęcia jak pięknie było zobaczyć prawdziwą zimę. Nieodśnieżone drogi, tłuste zaspy śnieżne, czapy śniegu na drzewach i puch ponad kolanko. Magia, ekstaza i erekcja (ostatnio tak popularna w reklamach radiowych). Zrobienie tych 700 km w 24h było męczące, aczkolwiek niezwykle satysfakcjonujące.

Tym razem wziąłem do jazdy kredki (78mm), ale de facto przydałoby się coś w okolicy 100 mm, gdyż puch był soczysty, a jego ilość była na prawdę suta. Wykonaliśmy dwa zjazdy na Hyrlatej i zapewniamy, że jeszcze tam wrócimy. Być może jeszcze w tym sezonie!

20150110_105534

Tym razem wyłącznie fotki z telefonu. Miał być film, ale kamera odmówiła posłuszeństwa. Jednak najważniejsze, że Lucek z Klockiem zrobili swoje pierwsze foki. Gratki bo dali radę elegancko!

A tutaj fotorelacja Lucekphoto.com -> Lucek wybrał się na foki! – Bieszczady – Styczeń 2015

‚The Tales Of Bila’ | Czechy Śmiechy | Grudzień 2012

Możliwe, że to był nawet listopad. W każdym bądź razie już za bardzo nie pamiętam. Aczkolwiek to był bardzo fajny okres.

Zaliczyliśmy kilka wypadów do czeskiej Bili. Na miejscu uderzał fakt jak łatwo i komfortowo można się dogadać z właścicielem stoku. Mimo, że śniegu było jak na lekarstwo. Ledwo starczało na stok. Jednak Pan właściciel pozwalał ustawiać przeszkody na samym środku trasy. Wyciąg nie chodził, nie przynosił żadnych profitów. Tym bardziej nie było mowy o zysku z tego mikro snowparku. A mimo to Pan właściciel sumiennie ratrakował ten mały skrawek radości i nie miał żadnych pretensji. Nie stroł min i był trzeźwy.

talesofbila

Przeanalizujmy. Czy w naszym kraju tego typu sytuacja ma fizyczne miejsce bytu. Nie. Kategorycznie nie ma. Bo my Polacy jesteśmy mentalnymi mendami. Wszyscy bez wyjątku i mówię przede wszystkim o sobie. Skoro mamy źle to inni muszą mieć gorzej. Pierwszy przykład z góry. Ogar freeride’owej zony na Chopoku. Da się? Jako kontrast nominuję mandaty na obszarze TPN w Tatrach oraz permanentnie zgniły snowpark na Julianach w Szczyrku. Przykłady do nominacji to przynajmniej dwa wypakowane po brzgi Jelcze. Za naszymi granicami ludzie potrafią współpracować w celu osiągnięcia wyższych celów. Są wtedy ponad  podziałami W Polsce ludzie lubią się tylko wkurwiać i szczuć na siebie.

To była subiektywna opinia. A teraz zapraszam do obejrzenia ostatniego wspomnienia roku 2012. Montowane z Madejem. Korekcja autorstwa Lucekphoto.com

A tak poza tym to wbijajcie na Backwards Magazine. Znajdziecie tam więcej narciarskiego hejtu niż potraficie unieść. Obiecuję!

-=Malinowa Rurka=-

Ha..o tym spocie wiedziałem już od czasów liceum. Nie pamietam co tam robiłem i po co wtedy tam poszliśmy, domyślam się, że były to wagary. W każdym bądź razie zapomniałem o nim i gdyby nie straszna plaga kornika wściekłego w tych okolicach to pewnie nigdy bym sobie nie przypomniał, przynajmniej taki pożytek z tych wyciętych drzew. Na pierwszy rzut oka nic ciekawego w tym zestawieniu, czyli wodospadu, płaskownika i spiętrzonej wody nie ma..ale patrząc dokładniej można dosterz ukryty potencjał. Niestety płaskowniki są z dupy, moja osobista opinia. Dodam do tego małą prędkość najazdu oraz jego długość i wymarzone triki stają się utopią..w kilka sekund.
Pierwszego dnia szturmu zawiodła pogoda..zasuwały błysakwice, padał miętki grad..troszkę się bałem, że piorun uderzy w Lucjana.
Jakiś czas później ponowna próba, pogoda już lepsza, choć daleka od ideału. Bardzo przyjemnie się jeździło, wbitka na lipa, walka o równowagę i troszkę więcej poślizgu. Zazwyczaj nic się nie kleiło, prostytutki leciały często i gęsto z moich ust, jednak doświadczenie zostało zebrane. Triki są..podążamy dalej, na kolejnych nartach..emo!

P.S. W kwestii nart, abyśmy się rozumieli jasno i wyraźnie. Dumonty są naprawdę spoko deseczkami. Bardzo odpowiadała mi ich szerokość i długość. Popsuły się ponieważ za szybko i zbyt intensywnie jeździłem na nich po schodach w Myślenicach. Z tego miejsca chcę podziękowąć Markowi który sprezentował te nartki Aramowi, i Aramowi, za to, iż nie miał obiekcji w chwili kiedy mu je zarekwirowałem..dzięki chłopaki!

Tomek [e-globtroter.pl]


Lucjan-Lucekphoto.com