Możliwe, że to był nawet listopad. W każdym bądź razie już za bardzo nie pamiętam. Aczkolwiek to był bardzo fajny okres.
Zaliczyliśmy kilka wypadów do czeskiej Bili. Na miejscu uderzał fakt jak łatwo i komfortowo można się dogadać z właścicielem stoku. Mimo, że śniegu było jak na lekarstwo. Ledwo starczało na stok. Jednak Pan właściciel pozwalał ustawiać przeszkody na samym środku trasy. Wyciąg nie chodził, nie przynosił żadnych profitów. Tym bardziej nie było mowy o zysku z tego mikro snowparku. A mimo to Pan właściciel sumiennie ratrakował ten mały skrawek radości i nie miał żadnych pretensji. Nie stroł min i był trzeźwy.
Przeanalizujmy. Czy w naszym kraju tego typu sytuacja ma fizyczne miejsce bytu. Nie. Kategorycznie nie ma. Bo my Polacy jesteśmy mentalnymi mendami. Wszyscy bez wyjątku i mówię przede wszystkim o sobie. Skoro mamy źle to inni muszą mieć gorzej. Pierwszy przykład z góry. Ogar freeride’owej zony na Chopoku. Da się? Jako kontrast nominuję mandaty na obszarze TPN w Tatrach oraz permanentnie zgniły snowpark na Julianach w Szczyrku. Przykłady do nominacji to przynajmniej dwa wypakowane po brzgi Jelcze. Za naszymi granicami ludzie potrafią współpracować w celu osiągnięcia wyższych celów. Są wtedy ponad podziałami W Polsce ludzie lubią się tylko wkurwiać i szczuć na siebie.
To była subiektywna opinia. A teraz zapraszam do obejrzenia ostatniego wspomnienia roku 2012. Montowane z Madejem. Korekcja autorstwa Lucekphoto.com
A tak poza tym to wbijajcie na Backwards Magazine. Znajdziecie tam więcej narciarskiego hejtu niż potraficie unieść. Obiecuję!