Bieszczady | Pierwszy Kontakt | Styczeń | 2013

Wycieczka w Bieszczady była efektem słabego początku sezonu. Oczywiście pod względem ilości białego puchu. Urodziła się po szybkiej analizie sytuacji meteo i przerodziła w wielką oraze kscytująco przygodę.

Wcześniej w Bieszczadach byłem tylko raz, za dzieciaka i zupełnie nic z tamtej wycieczki nie pamiętałem. Poza tym odbyła się ona jesienią, więc zero przełożenia. A legenda niosła, iż ten rejon Karpat posiada ciekawą „infrastrukturę” do dzikich zjazdów narciarskich. Jak się okazało na miejscu, nie było to bezpłodne bajdurzenie.

DSC_3328_Tom

Na naszą bazę wybraliśmy Cisną. Nocleg zarezerwowaliśmy w Bacówce pod Honem. Dobry dostęp, tanie spanie i super atmosfera. Polecam. Nazajutrz ekipa skompletowała się na pobliskim parkingu. Łącznie prawie dziesięć osób. Dużo? W normalnych warunkach przerost formy nad treścią, aczkolwiek na tym terytorium nie robiło to zbyt wielkiej różnicy. Pustka i bezkresny obszar sprawiały, że mimo potencjalnego „tłoku” człowiek czuł się maluczki, wręcz samotny.

DSC_3342_Anne Łupem tego dnia padła Hyrlata oraz Jasło, a także przepyszny obiad w Siekierezadzie. Kto nie był w tej przytulnej restauracji, ten nie był nigdy w Bieszczadach, a także w Piekle (i nie chodzi tutaj o miejscowość w województwie świętokrzyskim) . Z porą obiadową wiąże się pewna komiczno-tragiczna sytuacja, a dokładniej subtelny dialog Kondiego z „Szatanem”. A było tak..

Kondi zamawiając pierogi podchodzi z kartą dań do bufetu, zza którego wyziera złowieszczo sylwetka „Szatana”

– Przepraszam. Ile sztuk pierogów znajduje się w tym daniu?

„Szatan” patrząc wpierw nieufnie odpowiada wyraźnie zdegustowany..

– Wchuj..!

Kondi grzecznie dziękując zamawia owe „wielosztuki”  i oddala się do stolika uzyskawszy wyczerpującą odpowiedź. Gwar milknie. Pokora wypełnia całą salę. Koniec.

Jeśli nie wierzycie w atmosferę tej historii to po prostu wejdźcie sobie na FB Siekierezady i poczytajcie sobie kilka wpisów. Nie ma w nich zbędnego pierd*lenia. Mocne wrażenia murowane. Są też zdjęcia samego „Szatana”!

stoch

Tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejszą opowieść. Wieczorem zdecydowaliśmy, że zostajemy dzień dłużej. Tusiek wyleciał za to posunięcie z roboty, ale tylko na chwilę. Było warto, jazda była wyśmienita i dodatkowo odwiedziliśmy Rawki i prawie skasowaliśmy bok BMki na lewym wirażu. Bieszczady i narty to idealne połączenie i gwarancja wielu niesamowitych przeżyć. Musicie odwiedzić ten zapomniany zakątek świata.

Nieskromnie przyznam, że film z Bieszczad był hitem internetu (15 tysięcy obejrzeń) i nawet trafił na Wykop.pl, gdzie wybuchł konflikt czy uderzyłem ze skutkiem śmiertelnym w drzewo, czy jednak przeżyłem?! Do dzisiaj sam sobie zadaję to pytanie, które nadal pozostaje bez odpowiedzi. Tutaj znajduje się wersja Youtube.

Media tylko telefonowe. Szkoda było czasu na zabawę w rozbierane sesje. Pamiętam jak Tomek tupnął nogą, że robił za przewodnika, a nikt nie chciał ustawiać się pod foty. Wszyscy tylko chcieli jeździć. Jednak co zrobić, kiedy narciarz głodny i wyposzczony jak wilk, puchu tylko kilka gram, a dzień zbyt krótki..